Słowa płyną same....
Zawsze płynęły. Kiedyś spod pióra na kartkę, potem stukając w
maszynę do pisania (miałam nową, elektroniczną i uwielbiałam cichy
stukot jej klawiszy i szum przesuwającej się taśmy barwiącej). A teraz
słowa "stukają" się na laptopie. Hm. Słowa "Stukają" się. Uwielbiam
wyrazy tworzone na własny użytek, służące do wyrażenia tylko moich
myśli. Tylko moje skojarzenia, powiązania.
Uwielbiam siadać i pisać. Po prost. Snuć migawki różnych sytuacji,
malować słowem nastroje, opowiadać. Może czasami nic konkretnego, ale
zawsze ciekawie. Mam taką nadzieję.
Uwielbiam.
Wiem. Nadużywam tego słowa. Ale ono opisuje coś co sprawia, że w moim
odczuciu świat łagodnie, ja łagodnieję. Wprawia mnie w dobry nastrój,
wycisza, zespala wszystkie zmysły w jeden organ jakim jest moje ciało.
Przestaję chaotycznie słuchać w dali brzęczącego radia nie odróżniając
słów, patrzeć niewidzącym wzrokiem na przestrzeń przede mną i mówić
banały, które i tak zapomnę za minutę. Uwielbiam widać rzeczy
zmieniające mnie w osobę myślącą i czującą.
Tak więc słowa płynęły. Nie wiem skąd się brały. A potem przestały.
Pierwsza praca, studia. Pierwsze porażki i ciągłe zabieganie. Budowanie
pierwszych domów. Wiem, że to były zwykłe mieszkania. Ale moje własne.
Takie, w których cudnie się odpoczywało, czytało, pichciło. Takie, w
których zimą za oknami pachniał śnieg, a latem łąki. I nie ważne czy te
mieszkania były na wsi czy w wielkim mieście. To zawsze musiały być
prawdziwe domy. Z odpowiednim nastrojem, zapachami i odgłosami.
Potem dziecko i jeszcze mniej czasu. Mąż, rodzina.
A dziś.... Mam nadzieję, że słowa znów tak po prostu popłyną.... I że będą płynąć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz