6 stycznia 2013

Zaczynamy...

Słowa płyną same....

   Zawsze płynęły. Kiedyś spod pióra na kartkę, potem stukając w maszynę do pisania (miałam nową, elektroniczną i uwielbiałam cichy stukot jej klawiszy i szum przesuwającej się taśmy barwiącej). A teraz słowa "stukają" się na laptopie. Hm.  Słowa "Stukają" się. Uwielbiam wyrazy tworzone na własny użytek, służące do wyrażenia tylko moich myśli. Tylko moje skojarzenia, powiązania.

   Uwielbiam siadać i pisać. Po prost. Snuć migawki różnych sytuacji, malować słowem nastroje, opowiadać. Może czasami nic konkretnego, ale zawsze ciekawie. Mam taką nadzieję.

Uwielbiam.

Wiem. Nadużywam tego słowa. Ale ono opisuje coś co sprawia, że w moim odczuciu świat łagodnie, ja łagodnieję. Wprawia mnie w dobry nastrój, wycisza, zespala wszystkie zmysły w jeden organ jakim jest moje ciało. Przestaję chaotycznie słuchać w dali brzęczącego radia nie odróżniając słów, patrzeć niewidzącym wzrokiem na przestrzeń przede mną i mówić banały, które i tak zapomnę za minutę. Uwielbiam widać rzeczy zmieniające mnie w osobę myślącą i czującą.

Tak więc słowa płynęły. Nie wiem skąd się brały. A potem przestały. Pierwsza praca, studia. Pierwsze porażki i ciągłe zabieganie. Budowanie pierwszych domów. Wiem, że to były zwykłe mieszkania. Ale moje własne. Takie, w których cudnie się odpoczywało, czytało, pichciło. Takie, w których zimą za oknami pachniał śnieg, a latem łąki. I nie ważne czy te mieszkania były na wsi czy w wielkim mieście. To zawsze musiały być prawdziwe domy. Z odpowiednim nastrojem, zapachami i odgłosami.
Potem dziecko i jeszcze mniej czasu. Mąż, rodzina.

A dziś.... Mam nadzieję, że słowa znów tak po prostu popłyną.... I że będą płynąć.

Brak komentarzy: