9 kwietnia 2013

jasne błekitne okna...





   Może to i uchodzić za dziwne, pisać o książce w połowie jej czytania. Jednakże. Nie potrafię nie pisać. Nabrzmiała we mnie uczuciami, kotłuje się, spogląda z szafki nocnej, woła zachęcająco, nęci... 

To nie jest lektura na jeden wieczór. Nie na dwa, na trzy. To jest książka do smakowania, powolnego, skupionego studiowania każdego słowa, każdego zdania i każdego epizodu. To nie jest książka chronologiczna, logiczna, czytająca się jednym tchem. To nie jest książka łatwa. 

Przyjaźń nigdy nie była łatwym tematem. Jak wielu ludzi, tak wiele oczekiwań od przyjaciół, wiele złudnych nadziei, wiele rozczarowań. Wiele zadanego lub wyimaginowanego bólu.
Dwie Kobiety, pojawiające się w swych życiach tylko chwilowo, epizodycznie, w ważnych momentach; a pozostawiające tak trwały ślad, tak nierozerwalną nić, której nie niszczy strach, cierpienie, przeciwności losu. Kobiety, uczące się dokonywać trudnych życiowych wyborów, uczące się wracać do tego co było bez bagażu goryczy i rozczarowania, uczące się patrzeć w przyszłość i iść do przodu razem. 

Do klawiatury przygnał mnie niepokój, jaki książka pozostawia. Dawno nie zdarzyło się, aby jakakolwiek pozycja aż tak bardzo przeniknęła do mego umysłu i nie dawała o sobie zapomnieć. Coś w niej jest. Coś, co zaboli, zapiecze. Coś, co pokaże nam prawdę o nas samych. Dwie dziewczynki, dwa różne domy i różne światy. A jednak coś je łączy. Nie, nie ból egzystencjalny. Dziewczynki nie są świadome tej epoki i tych problemów. 
Łączy je trudne dzieciństwo, wyobcowanie, niezrozumienie. Matka Beci, zapracowana kobieta pachnąca cytrynowym potem, nie miała czasu dla córki. Przejęta losem dwóch młodszych sióstr i zakochana w mężu pijaku. A także Nina, niebieska, złudna, emferyczna piękność - zbyt zajęta pod postacią dystynkcji ukrywaniem choroby psychicznej. Dziewczęta, szukając oparcia w sobie wzajemnie, każda na swój inny sposób, jak najdalej uciekają od wizerunku własnych matek. 

Powracają, pojawiają się we własnych życiach na chwilę, wpływają na swoje decyzje, pozostawiają trwały ślad, smutek, niedosyt, niekiedy przesyt, żal i złość. Książka pokazuje, jak bardzo potrzebujemy drugiego człowieka, Przyjaciela, prawdziwego, takiego z dzieciństwa. Osoby, która może żyć gdzieś daleko, nie dzwonić i nie pisać miesiącami, a w odpowiednim momencie po prostu pojawić się obok i zostawić ciepłą łunę swej obecności w naszym życiu. Potrzebujemy osoby, do której możemy mieć żal, którą możemy obarczyć winą za nieszczęścia nas dotykające, a która zostawi dla nas otwartą dłoń. 

Zabolało mnie, gdy Becia straciła dziecko. Zaniepokoiło. Pokazało moje własne obawy. Spojrzałam na śpiącą Córkę i strach ustąpił. Wyobraziłam sobie siebie w podobnej sytuacji i zabrakło mi powietrza. Ten mój stan rozedrgania, w jaki wprawiła mnie książka, wciąż się utrzymuje. Muszę uspokoić serce i myśli, ogarnąć własny niepokój, a pozycja nie daje o sobie zapomnieć. Drobnymi słowami zaszczepia się w duszy i pokazuje, w którym miejscu swego życiorysu jesteś, czego się boisz, co jest w tej chwili ważne.
Przywołuje... 

Jeśli mogę powiedzieć: polecam. Polecam i idę kończyć lekturę....

Brak komentarzy: