Dawno temu, na starej stronie bloga, pisałam o tym, że chciałam być gospodynią idealną. Taką z czyściutkim mieszkankiem i gorącym obiadkiem. Ale szacunku Teściowej się nie doczekałam, a MM nie kocha mnie przez to wcale bardziej.
Dążenie do perfekcjonizmu .
Czas zweryfikował moje nawyki i nałogi. Nauczył przymykać oczy na twórczy nieład w kuchni i nieposkładane od razu pranie. Doceniać leniwe chwile na kanapie. Z towarzyszącym im mruczeniem kota, książką oraz lampką wina.
Ostatnimi czasy brakło mi takich chwil tylko dla siebie. Rzucałam się w projekty, które nie były dla mnie wcale aż tak ważne, podejmowałam realizacji zadań z perspektywy czasu bezcelowych. Nie pozwalałam sobie na uporządkowanie myśli, złapanie oddechu , aż organizm, przemęczony, sam dopomniał się o taki czas.
W końcu brakło mi sił. O blogowaniu mogłam tylko marzyć, czytanie było zbyt męczące, nawet droga do kuchni wydawała się mieć setki kilometrów.
Dziś już na kilka chwil zasiadłam do komputera i ugotowałam na szybko pożywną zupę. Potrzebowałam czegoś ciepłego i rozgrzewającego. Włączyłam film i przeczytałam kilka zdań nie wywołując przy tym zawrotów głowy.
Wracam do życia. Nauczyłam się szanować własny organizm. Słuchać jego próśb i im ulegać. Rozpieszczać siebie.
Być dla siebie dobrą.
Niedługo święta. Moje świąteczne propozycje rozpocznę od pasztetu. Co roku gości on na moim stole, a ten przygotowany w domu, z przeróżnych gatunków mięsa, jest o niebo lepszy niż taki sklepowy. Zachęcam do wypróbowania przepisu jeszcze teraz, przed świętami.
Nie lubię marnować jedzenia. Bardzo nie lubię. Wszelakie więc pozostałości mięsa z rosołu zamrażałam. Gdy tylko troszkę się tego nazbiera, zmielone, doprawione, wykorzystuję na farsze, masy do krokietów lub.... pasztet. Taki jest najlepszy, z różnych gatunków mięsa, kremowy, cudownie aksamitny, delikatny.
Przepis ten jest zupełnie autorski, ale w pełni zasługuje na publikacje, gdyż - nie chwaląc się - dawno tak dobry pasztet miałam przyjemność jeść :)
Zapraszam.
Pasztet MM:
Przepis będzie wyglądał nieco inaczej, niż zwyczajowe, ale myślę, że większość z Was bez problemu przeniesie go na realia kuchenne.
Do 0,5 kg mięsa mrożonego pozostałego z rosołu (czyli ugotowanego), wołowego, dodałam mięso z jednej kury rosołowej (rosół pyszny - mięso jest jednak za twarde do zjedzenia i nadaje się jedynie na pasztet). Ok 20 dkg wątróbki drobiowej usmażonej, dwie marchewki, pół średniego selera i kawałeczek wędzonego tłustego boczku. Zmieliłam to razem z półtora bułki dużej, uprzednio namoczonej w mleku i dobrze odciśniętej.
Masę, aby była bardziej kremowa i pasztetowa należy przepuścić przez maszynkę dwa razy.
Następnie dodałam 2 żółtka, 2 białka ubite na pianę, 1/4 łyżeczki mąki ziemniaczanej i łyżkę kaszy manny.
Delikatnie wymieszałam.
Doprawiłam jednym startym czosnkiem, pieprzem i solą do smaku, oraz imbirem i gałką muszkatołową.
Masę przełożyłam do garnka kamionkowego wysmarowanego tłuszczem (byle nie olejem) i wysypanego tartą bułką. Po wierzchu posypałam czubrycą czerwoną. Piekłam ok 2 godzin w ok 200 stopniach. Pod spód dałam blachę z wodą, aby naparować piekarnik i zapobiec pękaniu pasztetu.
Jest pyszny zwłaszcza z sosem tatarskim lub czosnkowym.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz