" W
dniu ceremonii żniwnej, dwie godziny przed świtem, droga prowadząca z
borghetto na pole, które miało zostać zżęte kosami, była pełna
ciężarówek i wozów, zwożących na miejsce wieśniaków. Wśród nich byliśmy i
my - Leo, don Cosimo i ja. Jechało z nami dwóch muzyków z Enny,
dudziarzy, ojciec i syn, których Leo odnalazł i zatrudnił na ten dzień.
Obok stało kilku chłopców z borghetto, z prostymi bębenkami, zapewne
domowego wyrobu, zawieszonymi na szyi. (...).
Nie rozmawialiśmy głośniej niż szeptem, jak byśmy obawiali się kogoś
zbudzić. Jakby w pszenicy czaił się wróg. W jednym końcu pola rozłożono
na ziemi koce, a na nich leżały kosze pełne chleba i sera i stały
ustawione szeregiem dzbany wina. Kobiety, od małych dziewczynek, po
zgrzybiałe staruszki, które miały je roznosić żniwiarzom, stały w pełnej
gotowości. Nie zauważyłam tego wcześniej, ale wszyscy mężczyźni byli
boso. Odstawiwszy na bok dzbany, kobiety zawiązały chusty na głowach.
Leo rozdał kosy pierwszemu rzędowi żniwiarzy, pewnym ruchem wkładając
styliska w pewne prosto w wyciągnięte ręce, po czym wszyscy zajęli swoje
miejsca. Drugi i trzeci szereg stanął za pierwszym. W napięciu
czekaliśmy na boga słońca, który miał zstąpić z granatowego nieba.
Oszałamiające piękno tej sceny zaparło mi dech. (...) Ciemności
rozproszyły się, przechodząc w liliową mgiełkę, a rozmazane nocne
kontury powoli wypełniały się barwami dnia. Ludzie spojrzeli po sobie,
wymienili powitania, klepiąc się nawzajem po plecach. Kobiety całowały
się w policzki i już bez żadnych wstępów Apollo rozświetlił szary mrok
szkarłatną poświatą i zabarwił niebo wszystkimi odcieniami czerwieni.
Zabrzmiały dudy, chłopcy uderzyli w bębenki, a żniwiarze pobłogosławili
pracę, wołając do swojej bogini: alleluja! I rozpoczął się mozolny trud.
Tak już parę dni wcześniej podczas próby przy świetle księżyca, Książę i
Umberto prowadzili żniwiarzy, wstępując w głąb wyrośniętych łanów
pszenicy. Prowadzili kosy precyzyjnie i zamaszyście, jak by właśnie do
tego zostali stworzeni, i pomyślałam, że może tak właśnie było.
Zostawiali za sobą równe pokosy, jeden przy drugim. Za kosiarzami szedł
drugi szereg zbierający zżęte zboże. Za nimi z kolei ci, którzy
konopnymi sznurami wiązali zboże w grube snopki. Następni układali te
snopki w stosy, które miały czekać na młockę. (...).
"Święte"
przeszły przez pole nie siedem razy w ciągu dnia, ale za każdym razem,
kiedy dzwony biły o pełnej godzinie. Mężczyźni pili wtedy wino i jedli
chleb. Skończyli kosić wczesnym wieczorem, akurat wtedy, kiedy zaczęło
się ściemniać."
Tęsknota...
We
mnie opisy z książki wywołały tęsknotę. Tęsknotę za łanami dojrzałego
zboża, ciepłym mlekiem w kankach, świeżą pajdą chleba smakowaną rankiem
wśród skoszonej łąki. Za utartym rytmem dnia, pracą wśród przyjaciół,
spokojnymi wieczorami przy żywym ogniu w kominku, dobrym winem i domowym
serem. Lektura książki wywołała we mnie nostalgię, chęć powrotu w
rodzinne strony, tęsknotę za szarzejącym niebem i zapachem wilgotnej po
wiosennym deszczu ziemi.
Nie
doceniamy tego, co jest obok. Wyjeżdżamy daleko, szukając własnego
miejsca, a tym czasem, po latach, dostrzegamy, że zawsze ono w nas
tkwiło. Że uciekaliśmy, pragnąc stać się innymi ludźmi, a tak naprawdę
im dalej uciekaliśmy, tym bardziej związani byliśmy z rodzinnym domem.
Jednak
książka nie o tym traktuje. Nie jest równa i dobrze napisana. Chwilami
zachwyca, innym razem "zgrzyta" podczas czytania. Mnie jednak urzekły
te opisy. I dla nich właśnie warto poświęcić kilka wieczorów na lekturę.
Sama
historia jest ciekawa. Napisana prostym (niekiedy zbyt prostym)
językiem, skupiającym się dokładnie na pewnych wątkach, inne zaś
pomijającym. Jednakże obraz ten doskonale oddaje klimat Sycylii.
Niezłomność ludzkich postaw, mądrość, zrozumienie. Życie wypełnione
pracą, powolnym smakowaniem owoców tej pracy, spokojem.... Za takim
życiem tęsknię. Szczęściem i wewnętrznym spokojem. Życiem, którego
intensywność dyktują pory roku, całkowicie zgodnym z naturą. Czczącym
bożków pogańskich i chrześcijańskiego Boga. Życiem pełnym sprzeczności, a
jednocześnie pełnym doskonałej harmonii. Bo tylko życie w całkowitej
zgodzie z samym sobą może dać szczęście. O czym przekonała się para
głównych bohaterów.
1 komentarz:
Na ciacho dyniowe bym się z chęcią skusiła ;)
Prześlij komentarz