28 maja 2013

Tamtego lata na Sycylii - niby recenzja....




tamtego lata na sycylii


" W dniu ceremonii żniwnej, dwie godziny przed świtem, droga prowadząca z borghetto na pole, które miało zostać zżęte kosami, była pełna ciężarówek i wozów, zwożących na miejsce wieśniaków. Wśród nich byliśmy i my - Leo, don Cosimo i ja. Jechało z nami dwóch muzyków z Enny, dudziarzy, ojciec i syn, których Leo odnalazł i zatrudnił na ten dzień. Obok stało kilku chłopców z borghetto, z prostymi bębenkami, zapewne domowego wyrobu, zawieszonymi na szyi. (...).
   Nie rozmawialiśmy głośniej niż szeptem, jak byśmy obawiali się kogoś zbudzić. Jakby w pszenicy czaił się wróg. W jednym końcu pola rozłożono na ziemi koce, a na nich leżały kosze pełne chleba i sera i stały ustawione szeregiem dzbany wina. Kobiety, od małych dziewczynek, po zgrzybiałe staruszki, które miały je roznosić żniwiarzom, stały w pełnej gotowości. Nie zauważyłam tego wcześniej, ale wszyscy mężczyźni byli boso. Odstawiwszy na bok dzbany, kobiety zawiązały chusty na głowach. Leo rozdał kosy pierwszemu rzędowi żniwiarzy, pewnym ruchem wkładając styliska w pewne prosto w wyciągnięte ręce, po czym wszyscy zajęli swoje miejsca. Drugi i trzeci szereg stanął za pierwszym. W napięciu czekaliśmy na boga słońca, który miał zstąpić z granatowego nieba. Oszałamiające piękno tej sceny zaparło mi dech. (...) Ciemności rozproszyły się, przechodząc w liliową mgiełkę, a rozmazane nocne kontury powoli wypełniały się barwami dnia. Ludzie spojrzeli po sobie, wymienili powitania, klepiąc się nawzajem po plecach. Kobiety całowały się w policzki i już bez żadnych wstępów Apollo rozświetlił szary mrok szkarłatną poświatą i zabarwił niebo wszystkimi odcieniami czerwieni. Zabrzmiały dudy, chłopcy uderzyli w bębenki, a żniwiarze pobłogosławili pracę, wołając do swojej bogini: alleluja! I rozpoczął się mozolny trud. Tak już parę dni wcześniej podczas próby przy świetle księżyca, Książę i Umberto prowadzili żniwiarzy, wstępując w głąb wyrośniętych łanów pszenicy. Prowadzili kosy precyzyjnie i zamaszyście, jak by właśnie do tego zostali stworzeni, i pomyślałam, że może tak właśnie było. Zostawiali za sobą równe pokosy, jeden przy drugim. Za kosiarzami szedł drugi szereg zbierający zżęte zboże. Za nimi z kolei ci, którzy konopnymi sznurami wiązali zboże w grube snopki. Następni układali te snopki w stosy, które miały czekać na młockę. (...).
"Święte" przeszły przez pole nie siedem razy w ciągu dnia, ale za każdym razem, kiedy dzwony biły o pełnej godzinie. Mężczyźni pili wtedy wino i jedli chleb. Skończyli kosić wczesnym wieczorem, akurat wtedy, kiedy zaczęło się ściemniać."



Tęsknota...
We mnie opisy z książki wywołały tęsknotę. Tęsknotę za łanami dojrzałego zboża, ciepłym mlekiem w kankach, świeżą pajdą chleba smakowaną rankiem wśród skoszonej łąki. Za utartym rytmem dnia, pracą wśród przyjaciół, spokojnymi wieczorami przy żywym ogniu w kominku, dobrym winem i domowym serem. Lektura książki wywołała we mnie nostalgię, chęć powrotu w rodzinne strony, tęsknotę za szarzejącym niebem i zapachem wilgotnej po wiosennym deszczu ziemi.
Nie doceniamy tego, co jest obok. Wyjeżdżamy daleko, szukając własnego miejsca, a tym czasem, po latach, dostrzegamy, że zawsze ono w nas tkwiło. Że uciekaliśmy, pragnąc stać się innymi ludźmi, a tak naprawdę im dalej uciekaliśmy, tym bardziej związani byliśmy z rodzinnym domem.
Jednak książka nie o tym traktuje.  Nie jest równa i dobrze napisana. Chwilami zachwyca, innym razem "zgrzyta" podczas czytania. Mnie jednak urzekły te opisy. I dla nich właśnie warto poświęcić kilka wieczorów na lekturę.
Sama historia jest ciekawa. Napisana prostym (niekiedy zbyt prostym) językiem, skupiającym się dokładnie na pewnych wątkach, inne zaś pomijającym. Jednakże obraz ten doskonale oddaje klimat Sycylii. Niezłomność ludzkich postaw, mądrość, zrozumienie. Życie wypełnione pracą, powolnym smakowaniem owoców tej pracy, spokojem.... Za takim życiem tęsknię. Szczęściem i wewnętrznym spokojem. Życiem, którego intensywność dyktują pory roku, całkowicie zgodnym z naturą. Czczącym bożków pogańskich i chrześcijańskiego Boga. Życiem pełnym sprzeczności, a jednocześnie pełnym doskonałej harmonii. Bo tylko życie w całkowitej zgodzie z samym sobą może dać szczęście. O czym przekonała się para głównych bohaterów.

   A do książki upiekłam pyszne ciasto dyniowe z płatkami owsianymi, na które przepis podam nieco później. Zapraszam więc i życzę smacznej lektury :))))

1 komentarz:

Paulina K. pisze...

Na ciacho dyniowe bym się z chęcią skusiła ;)