W odpowiedzi na liczne Wasze pytanie i prośby, postanowiłam nieco zmienić wygląd bloga i przygotować osobną stronę poświęconą tylko i wyłącznie wypiekowi domowego pieczywa.
Obserwując wzmożone zainteresowanie moich znajomych, którzy już tak bardzo nie boją się zakwasu, drożdży oraz mąki; a także zainteresowanie pojawiające się na blogach, śmiem twierdzić, że domowe piekarnie mają coraz więcej zwolenników.
Ostatnio miałam przyjemność piec z Dziewczynami z Koła Gospodyń, a nie dalej jak w zeszłym tygodniu jedna znajoma osoba namówiła mnie na zabawę z lawendą :)) Jak wiecie, do pieczenia namawiać mnie nigdy nie trzeba. Zaopatrzona więc w woreczek świeżutkiego, pachnącego suszu z lawendy, przystąpiłam od razu do dzieła. O rezultatach opowiem niedługo.
Teraz zaś poopowiadam o magicznej paczuszce i Drożdżach :)
A i owszem, jest to nieco poprawiona i zmieniona wersja wpisu sprzed kilku miesięcy Przez ten czas i ja sama zdążyłam się wiele nauczyć, wiele rzeczy robię już nieco inaczej. I tę wiedzę, troszkę mojego gadulstwa, przekazuję w małej, maleńkiej pigułce.
W miarę upływu czasu przepisów oraz porad będzie pojawiało się coraz więcej, Chciała bym, aby ktoś, czytając tę stronę, mógł jak ja niegdyś przejść krok po kroku, wszelkie etapy wtajemniczenia. Chciała bym nadal uczyć się razem z Wami, popełniać nieuniknione błędy i cieszyć się z każdego wyjętego z pieca pachnącego bochenka chleba.
Nie ma nic bardziej satysfakcjonującego i smacznego, niż kromka
świeżego, własnoręcznie upieczonego chleba, posmarowana dobrym, wiejskim
masłem. Nic nie wprawia mnie w większy zachwyt, aniżeli trzaskająca w
piekarniku skórka, a żadna inna praca nie daje takiej przyjemności, jak
ta przy wypieku domowego pieczywa.
Swoją
przygodę z mąką i zakwasem rozpoczęłam ponad rok temu. Przez ten czas
upiekłam setki chlebów, dla siebie, dla znajomych, "na zamówienie".
Uczyłam się na błędach i godzinami wpatrywałam w nieudane wypieki, analizując popełnione błędy.
Przechodząc przez kuchnię wdychałam cudowny zapach unoszący się z
piekarnika, nasłuchiwałam tego specyficznego odgłosu, gdy wypieczone
bochny stygły na stole, przykryte ściereczkami.
Często jestem proszona o przyniesienie pieczywa na spotkania, rauty, urodziny, dla bliższych i dalszych znajomych.
Gdy,
przy różnych okazjach, opowiadam o domowym wypieku chleba, najczęściej w
głosie moich rozmówców pobrzmiewa powątpiewanie. A tym czasem, wbrew
pozorom, nie jest to wcale ani trudne, ani zbyt czasochłonne, ani
kosztowne. Nie wymaga specjalistycznych urządzeń, przyrządów, garnków,
piekarników. Oczywiście, nie ukrywam, że maszyna do wyrabiania chleba
bardzo ułatwia pracę, jednakże ja uczyłam się piec, wyrabiając ciasto
ręcznie. Tylko w ten sposób można poznać prawidłową strukturę ciasta,
jego gęstość, lepkość, konsystencję, aby w przyszłości móc oceniać "na
oko".
Rozpoczynając swoją przygodę w domowej piekarni, nie radzę porywać się
na skomplikowane, wieloetapowe receptury. Często sam opis przepisu brzmi
wyjątkowo zawile, a fazy przyrastania i oczekiwania po prostu
odstraszają. Nie radzę sięgać także od razu po zakwas. Na niego jeszcze
przyjdzie pora, a chleb-kamień skutecznie, na długie miesiące, zniechęca
do kolejnych prób.
Drugim istotnym składnikiem jest mąka. W sklepach można teraz kupić specjalne mąki do wypieków drożdżowych, np. firmy Lubella, ale może być każda inna mąka pszenna, typ 450 lub 550 (tortowa, wrocławska). Mąki takie od innych różnią się stopniem zmielenia, a tym samym zawartością białka i glutenu. O mąkach niedługo będzie nieco obszerniej.
Mąkę przesiewamy. Dzięki temu ciasto jest bardziej puszyste i lepiej rośnie. Zwykle przygotowując ciasto, do mąki dodajemy składniki sypkie, następnie płyny. Należy pamiętać, że płyny i wszelkie inne składniki ciasta powinny mieć temperaturę letnią, a przynajmniej pokojową. Nigdy nie za ciepłe, gdyż może spowodować to zaprzenie drożdży. Ciasto wtedy nie urośnie. Dodane natomiast prosto z lodówki mrożą drożdże i ciasto albo wcale nam nie wyrośnie, albo wyrośnie po baaaardzo długim czasie.
Płyny dodajemy stopniowo, przepis przepisem, ale mąka mące nierówna, jedna jest bardziej sucha, druga mniej, ilość wchłoniętego płynu może więc różnić się o kilka łyżek.Ciasto ma to do siebie, że jest początkowo luźne i klejące, dłuższe wyrabianie powinno sprawić, ze zacznie odstawać od ręki. Nie należy przesadzać z ilością dodawanej podczas wyrabiania mąki, gdyż zbyt gęste ciasto prawi, że chleb lub bułki wyjdą suche i ciężkie. Szukając kiedyś kulinarnych inspiracji natknęłam się na pogląd, iż wyrabianie ciasta należy przerwać w chwili, w której wydaje nam się, że potrzebuje jeszcze dosłownie jedną łyżeczkę mąki.
Coś w tym jest, gdyż - uzbroiwszy się w cierpliwość - będziemy wyrabiać ciasto jeszcze przez kilka minut, powinno być idealnie gładkie i lśniące, a ten dodatek mąki okaże się zbędny. Im luźniejsze i delikatniejsze ciasto - tym lżejszy wypiek.
Podobnie bywa z czasem rośnięcia. Oczywiście należy trzymać się przepisu, jednakże często czas wyrastania jest subiektywny i zależy od wielu różnych czynników. Dobrze jest zaglądać od czasu do czasu do ciasta, najlepszą metodą sprawdzenia jest naciśnięcie ciasta delikatnie palcem, gdy sprężyście wraca do poprzedniego kształtu - ciasto potrzebuje jeszcze chwili.
Wierzch ciasta dobrze jest delikatnie natłuścić, przykryć folią spożywczą lub lekko wilgotną ściereczką - zapobiegnie to wysychaniu rosnącego ciasta.
Powinno znajdować się w cieple, lecz nie w bezpośredniej bliskości grzejników (absolutnie nie na grzejniku lub piecu), a także należy uważać na przeciągi, gdyż może po prostu opaść.
Przestrzegam także przed dodawaniem znacznie większej ilości drożdży niż w przepisie. Wbrew pozorom wcale nie poprawi to jakości wypieku, a po przerośnięciu chleb lub bułka potrafi po prostu opaść, tworząc nieapetyczny placek.
Bardzo lubię wypieki drożdżowe. Zarówno słodkie jak i słone. Jedyną ich wadą jest chyba tylko to, że świeżość zachowują praktycznie tylko w dniu wypieku.
Dobrym rozwiązaniem jest odpowiednie przechowywanie (np. w lnianym woreczku). Ponadto różnego rodzaju dodatki, typu gotowane ziemniaki, biały ser, owsianka, przedłużają trwałość ciasta nawet o kilka dni.
Na jeden z pierwszych wypieków polecam bułeczki z pastą tahini, na które przepis zamieściłam tutaj. Pastę tę można kupić w większości sklepów ze zdrową żywnością, a jej dodatek doskonale podkreśla smak prażonego sezamu, oraz przedłuża świeżość bułeczek znacznie. Trudno mi powiedzieć na jak długo, gdyż zwykle znikają po dwóch dniach, a drugiego były równie mięciutkie jak pierwszego.
Ciasto te nie powinno przysporzyć najmniejszych problemów w trakcie wyrabiania, wyrastania oraz formowania. Instrukcje składania bułeczek zamieszczę przy nieco innej okazji, powiem tylko, że należy zrobić placuszek i postępować podobnie jak w przypadku formowania pyz.
Piekąc ciasto drożdżowe, dobrze jest naparować piekarnik, spryskując jego ścianki wodą, można to robić także w trakcie pieczenia. Spryskanie bułeczek natomiast, czy wierzchu chleba, zapewnia mu pięknie lśniącą skórkę. Można także przed wsunięciem blachy do piekarnika, posmarować wypiek mlekiem, roztrzepanym jajkiem czy roztopionym masłem.
Wszystkie powyższe uwagi są jedynie wskazówką. Zachęcam do samodzielnego pieczenia i niezrażania się pierwszymi nieudanymi próbami. Moje bułki nie raz opadały, chleby były twarde jak kamień, a nadzienie pływało smętnie po blasze. Cierpliwość i wytrwałość, oraz dobre chęci i zapał. Należy pamiętać, ze do każdego wypieku trzeba podejść indywidualnie, a z każdą kolejną próbą będzie tylko lepiej :)))
1 komentarz:
Uwielbiam takie wypieki ;)
Prześlij komentarz