Momenty, gdy ogarnia mnie słodkie, błogie lenistwo, są dla mnie bezcenne. Po gonitwie codziennego dnia chwila, gdy zasiadam wygodnie oparta plecami o kanapę, głaszczę mruczenie kota oraz wsłuchuję się w tę samą płytę, a myśli biegną swobodnie niepomne na leżącą obok książkę czy zaległą pracę, należy tylko do mnie.
Sięgam wtedy po sprawdzone przepisy, proste rozwiązania, dające maksimum satysfakcji za minimum wysiłku.
Tak było i dzisiejszego dnia, gdy o nieludzkiej porze rano, w pełnym makijażu, na szpilkach i z ufryzowanymi włosami, biegłam do szkoły. Bawiłam się doskonale z szóstymi klasami, pstrykając im setki zdjęć do pamiątkowego albumu. W południe po makijażu nie pozostało już śladu, jedwabna koszulka lepiła się do ciała, a szpilki stały równiutko pod oknem.
Dzieci są wdzięcznymi modelami. Ich twarze emanują szczerością, złością, nawet maleńkim dąsem. Dziecinny nieco jeszcze zarys ust, wargi wydymane w grymasie resztek kilkuletniego egocentryzmu, oczy próbujące przybrać poważny, dorosły wyraz, a to wszystko pod sypiącym się, młodzieńczym wąsem lub pierwszymi, uwodzicielskimi próbami spojrzeń nastoletnich kokietek.
Przepis na te bułeczki zamieszczałam już tutaj . Ciasto zrobiłam dokładnie takie samo, do sera dodałam natomiast łyżkę oleju kokosowego, kieliszek likieru malibu, oraz pokrojonego w drobną kostkę ananasa z puszki. Jeśli ktoś ma świeżego - nie robi to większej różnicy.
Powstało nadzienie nieco egzotyczne, kokosowo-ananasowe, przypominające smakiem pina coladę :)
Polecam i miłego, słonecznego dnia życzę :))
1 komentarz:
Fantastyczny mają kształt :)
Prześlij komentarz