W feriach najsmutniejsze bywało zawsze to, że kończyły się, nim na dobre się rozpoczęły.
Zimne poranki spędzałam na kanapie, oglądając blok programów dla młodzieży, jaki w tamtych latach zwykła emitować Telewizja Polska; otulona kocami, z kubkiem gorącego kakao i talerzykiem pachnących bułek z masłem. Bułki zwykle maczałam w gorącym napoju, masło cudnie się rozpuszczało, kakao ściekało po brodzie i zostawiało ciemne plamy na jasnej piżamie.
Dziś Córka niechętnie wyskakuje z łóżka, obłożona talerzem pachnących racuchów czyta do południa. Na filmy chodzi do kina, a do auta zabiera przenośne konsole do gier, jeździ na rolkach i niechętnie wraca wieczorami do domu.
I tylko jedno co pozostało bez zmian to wciąż upływający czas.
W ciągu ostatnich kilku dni odwiedziłam ukochane miejsca mojego dzieciństwa. Spacerowałam starymi uliczkami, pokazywałam Córce mury mojej podstawówki, lodowisko - główne zajęcie w czasie ferii, budkę z zapiekankami, na które biegaliśmy podczas długiej przerwy, ulubiony trzepak na podwórkach i mnóstwo innych atrakcji tamtych lat.
Mieliśmy tak mało, a mimo to byliśmy szczęśliwi.
Chciałabym, aby moje dziecko, otoczone zewsząd napływającymi bodźcami, coraz to innymi zajęciami, po latach z sentymentem wspominało talerz pachnących, cienkich jak papier naleśników, długie i wspólne godziny pod kocem, ze stosem gazet, książek, gier planszowych. Aby potrafiło cieszyć się z błahych, codziennych spraw.
Chciałabym podarować mojej Córce takie ferie i takie chwile, jakie ja sama maiłam będąc dzieckiem.
Nie proponuję Wam tego roku żadnego z wypieków tłustoczwartkowych. Jeśli chcecie zrobić coś naprawdę pysznego, zapraszam do skorzystania z tego przepisu.
Dziś interesuje mnie proste jedzenie, kanapki z salami i ogórkiem kiszonym, kilogramy jabłek i soczystych gruszek oraz litry herbatki pokrzywowej dosłodzonej miodem.
Dziś podrzucam Wam mój przepis na bułeczki pieczone dla dziewczyn z okazji wspólnego wieczorku tapas. Przepis wymyśliłam specjalnie na tę okazję i okazał się strzałem w dziesiątkę. Bułeczki wyszły mięciutkie, delikatne, lekko aromatyczne śródziemnomorskimi klimatami. Polecam szczerze.
Hiszpańskie bułeczki z oliwkami:
500 g przesianej pszennej mąki,
25 g świeżych drożdży,
ok 1 szklanki wody (ja zawsze korzystam ze szklanki o pojemności 200 ml, wodę jednak radzę dodawać stopniowo, a że mąka mące nierówna może się zdarzyć potrzeba dodania odrobiny więcej wody niż podaje przepis),
150 g dobrze osączonych i posiekanych oliwek,
siekane drobno suszone pomidory (ilość około dwóch łyżek, ja użyłam tych ze słoika w oliwie),
4 łyżki oliwy,
1 łyżeczka soli,
1/2 łyżeczki cukru,
po odrobinie ziół prowansalskich, tymianku, sproszkowanej papryki, sproszkowana papryka lub suszone płatki papryki
Mąkę przesiać, zrobić zagłębienie, dodać drożdże, cukier i odrobinę wody, zrobić zaczyn. Pozostawić na kilkanaście minut aż drożdże zaczną pracować.
Dodać pozostałe składniki, zagnieść lekkie i sprężyste ciasto.
Pozostawić na około godzinę do wyrośnięcia.
Uformować bułki dowolnego kształtu, okrągłe, podłużne paluchy.
Pozostawić do wyrośnięcia około 30 minut.
W tym czasie nagrzać piekarnik do 240 stopni. Bułki posmarować roztrzepanym jajkiem lub po prostu mlekiem, można posypać płatkami papryki lub papryką w proszku.
Wstawić do piekarnika na ok 25 minut. Oczywiście większe bułki typu paluchy lub bułka wrocławska wymagają odpowiednio dłuższego czasu pieczenia.
2 komentarze:
pyszny pomysł:)
Dałaś oliwki zielone czy czarne? Bo jakoś nie mogę doszukać się w przepisie... A w ogóle bardzo pysznie wyglądają.
Prześlij komentarz