27 grudnia 2013

"Chleb" J. Hamelman


Święta minęły, a na kolejne przyjdzie nam czekać cały okrągły rok.
Dziś obudziłam się, gdy na dworze było jeszcze całkiem ciemno, uprzątnęłam kuchnię, pochowałam naczynia do szafek, nakarmiłam koty.
Niecierpliwie wyglądam za okno. Choć prognozy tego nie zapowiadają, wciąż liczę, że spadnie śnieg. Uwielbiam białą gwiazdkę i spacery po ośnieżonych polach.
I choć w wielkim mieście nie toleruję szarej i brudnej chlapy, jaka zostaje po opadach śniegu, męczy mnie codzienne ranne odśnieżanie auta, skrobanie szyb, oblodzone chodniki; to święta, u Mamy, u podnóża gór, bez śniegu  tracą swój urok.





W tym roku Gwiazdor był dla mnie niezwykle łaskawy. 
Oprócz nowego sprzętu fotograficznego, co mam nadzieję daje się już zauważyć na zdjęciach, dostałam wymarzoną książkę Hamelmana "Chleb".
Wydaje mi się, że o chlebie wiem bardzo dużo. Piekę go od ponad roku regularnie, kilka razy w tygodniu i po zachowaniu ciasta i tego, w jakim tempie przyrasta potrafię już stwierdzić, czy wypiek wyjdzie idealny, czy będzie to kolejny gliniasty, choć smaczny bochenek.

Książka nie zachęca ilością zdjęć, barwnymi opisami, kredowym papierem.
Dużo w niej szczegółów technicznych, opisów prostych z pozoru czynności, popartych czarno-białymi szkicami. 
Dużo w niej treści, wskazówek, z którymi powinniśmy się zapoznać i z których powinniśmy skorzystać, jeśli chcemy być naprawdę dobrymi piekarzami, choćby tylko na użytek prywatny. Gdy zależy nam na świadomym wypieku chleba, a nie tylko na odtwarzaniu istniejących już przepisów, polecam przeczytanie wstępnych rozdziałów. 
Hamelman uczy nas, że nad chlebem warto się pochylić, że zrozumienie jak na efekt końcowy wpływają poszczególne składniki jest kluczem do sukcesu. To my powinniśmy rządzić ciastem chlebowym, nie ono nami. I książka ta uczy jak tego dokonać.  
Co wybrać, miód czy melasę, mleko czy wodę, drożdże suche czy świeże, zakwas płynny czy sztywny. Na te i wiele innych, zadawanych sobie co dnia pytań, znajdziemy tutaj odpowiedź. 








Ja do publikacji podeszłam nieco metodycznie. Jak każdą książkę, tak i tę, przekartkowałam, opuszkami palców sprawdziłam fakturę papieru, delikatność okładki, powąchałam (uwielbiam zapach książek, farby drukarskiej, tuszu, papieru). Obejrzałam piękne, kolorowe zdjęcia. A dzisiejszego poranka otworzyłam na pierwszej stronie i zaczęła czytać. 
Dowiedziałam się już dlaczego tak ważna jest autoliza (którą niestety często pomijałam), składanie ciasta przed jego ostatecznym dzieleniem i formowaniem, od czego zależna jest długość czasu mieszania.

Już wiem, że książki tej nie odłożę na półkę, będzie mi ona towarzyszyć przy następnych wypiekach stale. Będzie zawsze pod ręką.
Przepisy są niezwykle przejrzyste, proporcje dostosowane do wypieku większej ilości chleba, jak i podane są wielkości na domowy użytek, potrzebne do upieczenia dwóch średnich bechenków, kilku bułek, bagietek...
Każda faza przygotowania jest starannie opisana, trudniejsze czynności poparte ilustracjami, Przepisy podzielone są na trzy części: pieczywo zakwaszane, pieczywo na drożdżach oraz pieczywo nieco inne, które trudno zaliczyć do powyższych dwóch kategorii. Są tutaj brioszki, paluszki, placki, pizze, grissini itp. Publikacja kończy się aneksem, zawierającym przeliczniki, wskaźniki, miary; oraz rozdziałem poświęconym całkowicie hodowaniu oraz prowadzeniu zakwasu. 


Ja już mam kilka swoich faworytów, przepisów które koniecznie muszę wypróbować.
Jednak zanim to zrobię, gruntownie zapoznam się ze wskazówkami zawartymi w rozdziałach teoretycznych. I mam nadzieję, że kolejne chleby, które wyciągnę z piekarnika, będę bardziej zbliżone do wymarzonego przeze mnie ideału.
Nie planuję ogromnych zmian w nadchodzącym roku. Marzę o spokojnych miesiącach, wypełnionych pracą, nauką, pogłębianiem wiedzy i rozwijaniem swoich pasji. Będę zgłębiać tajniki wypieku domowego chleba, gotować, fotografować i dzielić się z Wami moimi porażkami oraz sukcesami kulinarnymi. 
Czego i Wam życzę. 
 
 

Brak komentarzy: